Już od dawna niekoszernie

Historia pewnej rodziny

ISBN 9788364884764

 

Wydawnictwo IKRiBL

Tłumaczenie Łukasz Brzana, redakcja Danuta Szymonik. Siedlce 2015, 404 s., oprawa twarda z obwolutą.

Cena:

52 PLN/13 EUR (+ koszty przesyłki)


Treść

Już od dawna niekoszernie

Opowiadana jest historia pięciu braci Erdheim i ich potomstwa. Fabuła rozpoczyna się około 1870 r. w austriackiej Galicji, w Borysławiu/Drohobyczu, gdzie występuje ropa naftowa i wosk ziemny. Mojżesz Hersz, głowa rodziny, zawdzięcza tym złożom niewielki majątek. Posiada kopalnie, rafinerię ropy naftowej i browar. W przeciwieństwie do panującego tam manchesterskiego kapitalizmu dzieci dorastają w bezpieczeństwie, które zapewnia im żydowska rodzina. Są pobożnymi, ale też oświeconymi Żydami. Czterech synów wyjeżdża pod koniec XIX w. do Wiednia, dwóch studiuje medycynę, jeden prawo, jeden pozostaje w Galicji, inny wraca do Galicji jako adwokat. Wiedeń staje się centrum rodziny – poznawany jest Prater ze swoimi wątpliwymi erotycznymi przyjemnościami, uniwersyteckie sale sekcyjne i świat klinik. Jeden z braci zostaje kupcem, ma służących i wysyła żonę na kuracje i wczasy do Franzensbad Wörrishofen. Jego krnąbrna córka przyłącza się do socjalistycznych licealistów, zostaje lekarką i chce zrobić specjalizację z psychoanalizy. Po dojściu do władzy narodowych socjalistów rodzinie grozi niebezpieczeństwo. Erdheimowie, którzy zostali w Drohobyczu, giną w getcie, ich syn – mieszkający w Melk na Węgrzech – w podobozie Mauthausen, dwóch Erdheimów błądzi do momentu wkroczenia Armii Czerwonej pod fałszywymi nazwiskami przez okupowaną Polskę. W Wiedniu udaje się przeżyć lekarce z jej nieżydowskim partnerem, antyfaszystą i uczestnikiem ruchu oporu. Książka kończy się ich ślubem w sierpniu 1945 r. Bojownik ruchu oporu zostaje członkiem prowizorycznego rządu, a lekarka uzyskuje zakazany jej w czasie rządów nazistów tytuł lekarza specjalisty.

Tekst

Chane, służąca, przynosi śniadanie. Chleb, zimnego kurczaka i kawę z cykorii. Podłoga izby jest gładko polakierowana, a ściany świeżo pomalowane. Pośrodku stoi stół, wokół niego krzesła z plecionymi siedzeniami. W pokoju znajduje się jeszcze fotel i biurko. I kredens, w którym przechowywane są naczynia do Pesach, świecznik chanuka, menora, srebrne świeczniki, księga Estery w kasetce i szabatowy nóż do chleba z rękojeścią z masy perłowej z grawerunkiem „Święty szabat”. Na półkach znajdują się pojemniki na przyprawy i zioła, karafki, tacki i wazy. Na ścianie obok drzwi wisi wielki obraz w złotych ramach. Przedstawia tropikalny krajobraz. Niebieskawe niebo nad bambusowymi lasami, a na pierwszym planie kilka gazel. Na wschodniej ścianie wisi obraz Mojżesza Montefiore.

- Nie byłeś dzisiaj w synagodze – mówi Estera.

- Tak.

- Wczoraj i przedwczoraj też nie byłeś.

- Tak.

- Gitel mówiła o tym Chane.

- Niech sobie gadają.

- Naphtali opowiadała o tym Schejne. Milka ze mną nie rozmawia.

- I co z tego?

- Chane mi powiedziała, że mówią, iż w szabat palisz cygara.

- To kłamstwo.

- Wszyscy tak mówią. Joel, Hinda, Mendel. Nikt już z nami nie rozmawia. Mówią, że czeka nas gehenna.

Mojżesz Hersz się śmieje.

- Głupia. Niech sobie gadają.

- Ale to nasi sąsiedzi.

- Jestem człowiekiem pobożnym. Odmawiam modlitwę poranną

i wieczorną. To wystarczy. Gottesmann, Kornhaber, Mendelson również nie chodzą codziennie do synagogi. Meier Ephraima i Feigele Simona chodzą z Zisze do jednej klasy. A Azriel, Berman, Dow też nie chodzą do chederu. Wkrótce przeprowadzimy się do Drohobycza.

Mojżesz Hersz bierze szczyptę tabaki. Niemowlę płacze. Estera przykłada je do piersi.

- Ozjasz musi chodzić do chederu.

- Nie musi chodzić do chederu.

- Musi chodzić do chederu.

- Powinien chodzić do szkoły powszechnej.

- Ale najpierw do chederu. Musi uczyć się hebrajskiego i studiować Talmud.

- To może też robić z prywatnym nauczycielem. W chederze będzie się uczył tylko hebrajskiego i Chumaszu. Powinien się uczyć niemieckiego. Reb Wolf jest złym nauczycielem i jest u niego strasznie brudno, w domu biegają kury i śmierdzi, wszędzie wiszą pieluchy, jego brudne dzieci krzyczą, a Rebekka stoi cały czas przy piecu i drze się. Przecież wiesz.

- Ale on nie będzie chodzić do reb Wolfa. Damy go do reb Seliga. Zisze też był u niego. Co prawda nie jest on chasydem, ale jest uczonym.

- Reb Selig też nie jest lepszy, a reb Manasse jest chasydzkim pijakiem.

- Zanim nie pójdzie do szkoły powszechnej, musi chodzić do chederu. Ma wystarczająco lat, by się uczyć.

- Troszcz się o dzieci, ale dokończ też zmówienia.

Mojżesz Hersz wstaje, nakłada swoje podszyte lisim futrem palto i idzie. Musi jechać do Drohobycza i wpisać browar do rejestru katastralnego. Spadło dużo śniegu. Każe zaprząc konie do sań.

Recenzija

Historia Erdheimów

Günther A. Höfler, Illustrierte Neue Welt, luty/marzec 2007 r.

 

Książka ta nie da się z pewnością zaliczyć do szeregu typowych gatunkowo sag rodzinnych, które w ostatnim czasie wiodły prym na rynku wydawniczym – np. Franzen, Foer, Lewinsky i.in. Również pod względem formy odcina się ona od tego dość dobrze znanego wzorca, wskazują na to obydwa podtytuły – powieść i historia rodzinna w jednym; używając modnego słowa – hybryda. Opowiadana i częściowo – dzięki wkomponowaniu dokumentów historycznych – relacjonowana jest historia Erdheimów w latach 1866-1945, kiedy to Tea, matka Claudii Erdheim, wzbudzająca fascynację przez swój rebeliancki zapał, odwagę i ogromną wolę przetrwania, poślubia uczestnika ruchu oporu Lenza. Autorka dystansuje się tym samym od autobiograficznego wpisywania się w tę historię, inaczej niż na przykład Peter Singer w swojej historii rodzinnej „Mein Großvater” („Mój dziadek”), która jest najbardziej porównywalna do koncepcji Erdheim. 

„Już od dawna niekoszernie” wiąże się – zgodnie z tytułem – z procesem asymilacji, a może lepiej – z marzeniem o jej powodzeniu. Ono determinuje zasadniczo życie pięciu synów oświeconego Mojżesza Hersza, właściciela fabryki nafty w galicyjskim Borysławiu. To dążenie do asymilacji przedstawione jest jednak jako w najwyższym stopniu ambiwalentne, ponieważ autorka przeciwstawia cały czas nadziejom życiowym tych osób udokumentowaną historycznymi doniesieniami prasowymi opinię polityczną (na temat Żydów). Na przykład wtedy, gdy Erdheimowie w pierwszym roku wojny świętują tak, jak ich wiedeńskie otoczenie, Boże Narodzenie i rozmawiają o Jakobie, który jest na froncie: „– Żydowski bohater. – Przecież nie ma żydowskich bohaterów”. By dokonać tej rekonstrukcji rodzinnej pamięci Erdheimów autorka nauczyła się języka polskiego i jidysz; dzięki temu mogła wykorzystać znajdujące się w różnych archiwach materiały, doniesienia prasowe i.in., jak również przeczytać listy jej 'Mischpoche'. Sporo z tych po części bardzo poruszających listów znalazło się w książce, jasno ilustrując atmosferę tamtych czasów; niektóre z nich są według Claudii Erdheim sfingowane, jednak tak wiernie pod względem stylu, że czytelnik nie jest w stanie ich odróżnić. Przy pomocy rozwijającej się generacji synów (lekarze, przedsiębiorca, adwokat) autorka szkicuje różnorodną panoramę żydowskiego życia; niektóre z tych osób wyglądają z pewnością znajomo, bo Erdheimowie nie wydają się być nietypową rodziną. Przedstawione są zarówno indywidualne losy – takie jak kryzysy zawodowe, choroby, zdrady, czy zachowania wykraczające poza konwencje – jak i upodobania związane z kulturą (lektura Schnitzlera i Nordau, wykłady Krausa itp.).

Jedna trzecia książki to nieszczęścia, jakie spadają na członków rodziny od 1934 r., w Austrii, na Ukrainie i na Węgrzech. Układ narracji zastosowany przez Erdheim, a mianowicie prezentowanie indywidualnych losów paralelnie do wydarzeń historycznych, jest szczególnie zwarty w tej części, gdzie przedstawiane jest pokonywanie i częściowa zagłada ludzi przez politykę. Autorka używa typowej dla jej sposobu pisania techniki zdań pojedynczych bez upiększeń, której konsekwentnym celem jest wczucie się czytelnika w fabułę, lub powstanie iluzji narracyjnej, sprawiającej, że książka w żadnym miejscu nie będzie zagrożona tym, że stanie się familijnym powieścidłem. Przez ten sztuczny zabieg stylistyczny udaje się jej przekazać okrucieństwa w sposób bezpośredni. „Biorą też ostatnią biżuterię. Pierścionek, łańcuszek i zegarek. Prowadzą ich na boisko. Jest tu już wielu ludzi.” Nad wyraz efektywna jest też ta przesycona emocjonalnością forma przekazywania wydarzeń: chodzi w końcu przecież też o to, by w spójny sposób odzyskać teren dla literatury, który zdaje się być zajęty przez historiografię. Pytanie, czy dla tej powieści-kroniki odpowiednią formą opowiadania jest czas teraźniejszy, musi pozostać nierozstrzygnięte; być może też jego użycie nie wiąże się z żadną szczególną poetycką kalkulacją, tym bardziej że Claudia Erdheim całą swoją prozę pisze w czasie teraźniejszym. Nie da się jednak zaprzeczyć temu, że czas ten charakteryzuje się szczególną dobitnością,

Claudia Erdheim napisała ważną powieść historyczną o wysokim stopniu autentyczności i olbrzymiej zwartości, dotykającą bezpośrednio całkowitego bezsensu austriackiej przeszłości i nie uciekając się przy tym do tanich efektów rozrywkowych.